Minęło siedem miesięcy od śmierci 59-letniego tczewianina, który zamarzł we własnym, nieogrzewanym mieszkaniu. Prokuratura nadal nie ustaliła czy dyżurni policji i straży miejskiej mogli przyczynić się do jego śmierci. Funkcjonariuszy dotąd nie przesłuchano.
Przypomnijmy, że pod koniec lutego w mieszkaniu na Starym Mieście znaleziono ciało mężczyzny. Sekcja zwłok wykazała, że tczewianin zmarł wskutek niewydolności krążeniowo-oddechowej, będącej następstwem hipotermii, czyli wychłodzenia organizmu. Mężczyzna był trzeźwy. Jedna z sąsiadek zmarłego twierdzi, że dzień przez jego śmiercią zaalarmowała straż miejską. Od dyżurnego usłyszała, że w tej sprawie powinna zadzwonić na policję. Z kolei od dyżurnego tczewskiej policji miała usłyszeć, że nie ma powodu, by wysłać patrol. Sprawą zajęła się prokuratura, która od ponad pół roku bada okoliczności śmierci 59-latka.
Opinia z zakresu medycyny sądowej jest konieczna, aby Prokuratura Rejonowa Śródmieście w Gdańsku mogła ocenić zachowanie dyżurnego funkcjonariusza policji, który odebrał zgłoszenie. Mimo upływu siedmiu miesięcy dyżurny nie został przesłuchany.