Znowelizowana – w maju tego roku – ustawa o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta ma przyczynić się do jak najczęstszych i nieograniczonych kontaktów hospitalizowanych dzieci z osobami bliskimi. Rodzice nie będą musieli płacić za zajmowane w szpitalu łóżko. Sprawdziliśmy jak ten przepis sprawdza się w szpitalu powiatowym w Tczewie.
Wprowadzana regulacja ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta wychodzi naprzeciw oczekiwaniom rodziców, którzy z powodu opieki nad hospitalizowanym dzieckiem często ponosili dodatkowe opłaty, które mogły stać się obciążeniem dla rodzinnego budżetu. To dobre rozwiązanie, gdyż obecność rodziców jest korzystna dla małego pacjenta – łagodzi stres, wzmacnia poczucie bezpieczeństwa, pozytywnie wpływa na proces leczenia. Wybraliśmy się do Anny Zielińskiej, ordynator Oddziału Dziecięcego Szpitali Tczewskich z pytaniem: czy dla rodziców hospitalizowanych dzieci udostępniane są łóżka i czy są na wyposażeniu leczniczy? Tak, są – poinformowała dr Anna Zielińska.
Ordynator Anna Zielińska dodała, że na oddziale dziecięcym szpitala prowadzony jest remont związany z poprawą warunków zarówno dla małych pacjentów, jak i przebywających z nimi rodziców.
Niestety, pomimo starań szpitala i personelu medycznego zdarzają się sytuacje, które nie powinny w ogóle mieć miejsca. Jedna z matek leczonego niedawno w szpitalu powiatowym dziecka tak opisuje w nim swój pobyt:
„Na Oddział Dziecięcy przyjęto mnie 15 października, wypisano 18. Mimo wolnych sal i łóżek/foteli, ufundowanych przez WOŚP, odmówiono zarówno mi, jak i zamieszkującej ze mną salę matce możliwości przemieszczenia Wyposażonego w kółka fotelu tudzież rozkładanego łóżka z pomieszczenia obok. Argumentowano to następującymi słowami: „Nie, bo nie”. Pani, określanej jako „sąsiadująca matka”, powiedziano, że „szpital nie jest od spania tylko czuwania przy dziecku”. W efekcie kobieta ta spała na podłodze, na prywatnej piance, którą przywiózł jej mąż. Nie zaproponowano jej nawet materaca. Mnie nakazano spać na łóżku z chorym dzieckiem. O około pierwszej w nocy, bez zgody pielęgniarek, przewiozłam rozkładane łóżko z sali obok, by sąsiadująca ze mną Pani nie musiała leżeć na podłodze. Sama bała się tego dokonać. Nie spotkało się to z przychylnością personelu, lecz do końca mojego pobytu łóżko, wraz z przemieszczonym później fotelem, zostało z nami”.
Z pewnością rodziców dzieci hospitalizowanych ucieszy odpowiedź ordynator Anny Zielińskiej o tym, że łóżka są i będą dla nich dostępne. Oby tylko te zapewnienia miały zastosowanie w praktyce, a opisany przez nas przypadek był odosobnionym.